Translate

piątek, 13 marca 2015

Mnóstwo atrakcji oraz "Byczki w pomidorach"

Po paru miesiącach intensywnej pracy związanej z otworzeniem restauracji,mój przyjaciel stwierdził, ze nalezy nam się chwila wytchnienia. Ucieszyłam sie bardzo bo rutyna zabija a my byliśmy jak w transie. Brak czasu na cokolwiek i totalne przemęczenie.
Wybór padł na wycieczkę statkiem "Mini Crouse" z Hull do Brukseli.
Hull to duże miasto portowe na wschodnim wybrzeżu Anglii.
Port jak port wszystkie są podobne i dla mnie nie było sie czym zachwycać. Na statek idzie sie długim terminalem i szczerze mówiąc, wygląda to trochę jak lotnisko. Przed samym wejściem znajduje sie granica. W tej ofercie opuszczając Anglię, nie można zabierać ze sobą jedzenia, alkoholu ani napojów. Bagaż zwykle jest przeszukiwany, choć chyba nie istnieją jakieś wyraźne ograniczenia co do wagi i rozmiaru ale wyżej wymienione produkty mogą być skonfiskowane.
Celnik po dokładnym sprawdzeniu moich rzeczy osobistych, zamknął moja walizkę i ze słodkim uśmiechem obmacał mojego przyjaciela. (ten to ma prace!).





Ostatni kontakt ze świeżym  powietrzem i wchodzi sie na statek, gdzie podróżnych wita kapitan kursu, bądź główny manager.




Statek ma kilka pieter oznaczonych kolorami. 
Nasz był niebieski i znajdował sie na szczycie .
Kajuty dla podróżnych znajdują sie na przodzie.
Za najniższa cenę £69 za osobę dostaje sie "kurnik". Jest to kajutka gdzie po zamknięciu drzwi można popaść w klaustrofobie. Piętrowe łóżko i pól metra podłogi na którym to znajduje sie łazienka (zlew, toaleta i prysznic) gdzie bez zbędnych ceregieli woda leje sie na podłogę...
Ale co tam, pani z biura podroży przekonywała, ze to przecież tylko do spania a hołubce można wycinać na parkiecie specjalnie do tego celu stworzonym w części rekreacyjnej statku.
Kurs ten oferuje mnóstwo atrakcji na rożnych poziomach. Jest tam kawiarnia, bar kasyno, jazz bar, parkiet do tańca oraz mnóstwo maszyn do gier, sklepy bezcłowe z alkoholem i papierosami, perfumami i prezentami w postaci słodyczy, biżuterii maskotek oraz kino.
Obowiązującą waluta są funty ale również można zapłacić w euro.
Na czerwonym pietrze znajduje sie restauracja gdzie o określonych porach serwują posiłki. Wykupując karnet za ok £20 na osobę można jeść do oporu(szwedzki stół) o ile jest sie odpornym na niezadowolenie managera. Kolacja zwykle zaczyna sie o 18:30 a kończy o 21:00. W karnecie znajduje sie starter, danie główne, deser oraz przekąski z kawa i herbata. Za napoje alkoholowe trzeba zapłacić osobno.
Niektórzy to potrafią zjeść! Widziałam na własne oczy ;)
Jedzenie nie jest złe ale trzeba wiedzieć co sie lubi i nie przesadzać bo wybór jest duży.
Nie polecam przychodzenia przed 21:00 bo bardzo kulturalna filipińska załoga da nam do zrozumienia, ze jest za późno i zamykają :)
Niektórzy Anglicy są jednak odporni na nieme sugestie i pochłaniają niesamowite ilości jedzenia, nakładając starter, danie główne, deser, przekąski, danie główne, starter, przekąski, danie główne, starter i tak w kolko. Gdzie im sie to wszystko mieści?!
Z restauracji nie wolno niczego wynosić.
Dla osób które nie chcą pełnego posiłku jest mini bar, oferujący kanapki, ciastka, pizze (mrożoną) wrapy i tym podobne.
Gdy juz sie najedliśmy to co dalej mając dopiero 21 na zegarku?
Otóż na czerwonym pietrze można posłuchać gościa grającego na fortepianie zamawiając przy tym drinki.


Na pietrze zielonym gra zespół na żywo i można potańczyć, później otwierają kasyno a sklepy są otwarte do 22:30. Wszystko po to by zabić Twoja nudę ale tez wyczyścić Twoja "kieszeń"
Po lekkim drinku , wygranej w kasynie, posłuchaniu jazzu i wyjców z zespołu, wybraliśmy kino i jakiś film akcji...
 Taken 3 ;)


Byliśmy jedynymi widzami, wiec cale male kino należało do nas :) Po obejrzeniu filmu była 0:30 i co robić kiedy nie chce sie jeszcze spać?
Nie masz zamiaru upić sie w trupa i kurczowo trzymasz zaoszczędzone pieniądze na jutro?
"Byczki w pomidorach" autorstwa Joanny Chmielewskiej doskonale zapełniają czas. Lektura lekka, zabawna no i gruba :)
Czytać można wszędzie i nikt nie będzie  pytał czy coś zamawiasz. Ot butelka wody i pogrążasz sie w lekturze. Od czasu do czasu wychodząc na zewnątrz by zaczerpnąć powietrza.
Morze było wkurzone i statkiem strasznie bujało. Kiedy poszłam spać, czułam sie jak mała dziewczynka, wściekle huśtana przez wredna nianie. Na to wpływu nie miałam. Pogrążona w półśnie co jakiś czas spoglądałam na zegarek by nie zaspać. Morze szalało. W końcu w rytm kołysania udało mi sie zasnąć gdy nagle usłyszałam walenie do drzwi.
"Proszę juz wychodzić!" Ktoś krzyknął. Ze co?? Ze jak??
7:30 a oni mnie wyganiają z kajuty? Przecież nawet śniadania nie serwowali?
No tak! zmiana czasu mnie ominęła.
W ekspresowym tempie  wygramoliłam sie z górnej pryczy usiłując przy okazji dobudzić mojego przyjaciela.


Oboje w podłych nastrojach wyruszyliśmy zwiedzać Brukselę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw proszę ślad po sobie :) Każdy komentarz motywuje nas do dalszych wpisów. Jeżeli spodbal Ci się wpis, proszę udostępnij swoim znajomym by tez mogli zobaczyć. Wszelkie sugestie mile widziane:) Jezeli nie masz konta możesz dodać komentarz jako "anonimowy".